kośc. przełożony klasztoru (w niektórych zakonach męskich np. u dominikanów i bonifratrów) [..] + Dodaj tłumaczenie Dodaj przeor "przeor" w słowniku polsko - rosyjskiKs. prof. Czesław S. BartnikW Kościele polskim zainicjowano pod koniec sierpnia 2008 r. dyskusję nad kadencyjnością proboszczów. Kwestię tę podnoszono już w roku 1998 na II Polskim Synodzie Plenarnym w celu, jak mówiono, ożywienia duszpasterstwa i wprowadzenia pewnej „demokratyzacji” wśród termin „kadencyjność” może mieć trzy znaczenia: – proboszcz pracuje kadencjami, np. przez 5 czy 7 lat, najpierw jedną kadencję na danej parafii, potem drugą kadencję tamże i ewentualnie dalsze, z tym że koniec kadencji stanowi pewien próg; – proboszcz pracuje przez jedną kadencję na jednej parafii, potem kadencję na innej parafii itd.; – i wreszcie prezbiter pracuje jako proboszcz przez jedną czy drugą kadencję, a potem wraca do stanu wikariusza. W rezultacie termin „kadencyjność” jest niejasny, ale może zostać prawnie dopracowany. Z historii urzędu proboszcza Urząd proboszcza nie jest z ustanowienia Bożego – nie mylić z jego kapłaństwem – jak biskupstwo i papiestwo. Ale sięga w pewnej formie aż do II wieku, do tzw. chorepiskopów, czyli biskupów wiejskich. Na początku, jak wiemy, duszpasterstwo zorganizowane miało samo miasto, bo tylko ono liczyło się w kulturze śródziemnomorskiej i rzymskiej. Każde miasto miało biskupa. Lecz szybko okazało się, że duszpasterstwo trzeba organizować także na wsi czy na terenach podmiejskich. Trzeba więc było duszpasterzy ludu wiejskiego. A zatem biskup miasta wyświęcał biskupa dla wsi – jako chorepiskopa; chora po grecku to wieś, a episkopos – to zarządca. Chorepiskop był zależny całkowicie od biskupa miasta. Chorepiskopi z czasem organizowali coraz szersze duszpasterstwo na wsi z grupą prezbiterów, którym przewodzili. Tak zaczęły się pierwotne „parafie”, czyli probostwa. Parafia po grecku to „paroikia”, czyli osiedle „blisko miasta”. Przewodniczący administracyjnie tej wspólnocie pozamiejskiej nazywał się „parochus”. Polskie „proboszcz” powstało z łacińskiego „praepositus” – przełożony. Lecz od początku zaistniały problemy układu duszpasterstwa parafialnego do miejskiego, biskupiego. W bardzo licznych regionach Kościoła powszechnego duszpasterstwo prowadzili duchowni ze święceniami biskupimi, co trwało aż do szczytowego średniowiecza, ale gdzie indziej przełożeni parafii coraz częściej nie otrzymywali święceń biskupich i byli tylko prezbiterami, oczywiście zawsze podległymi ściśle biskupowi miasta. Ciekawe, że w III wieku w Rzymie, w mieście liczącym blisko milion mieszkańców, Papież musiał pewne rejony miasta powierzyć grupom prezbiterów, których było tam dużo. I tak już wtedy obok parafii wiejskich pojawiły się także parafie miejskie. Formy parafii i status jej przełożonego dosyć głęboko się zmieniały w ciągu wieków, ale instytucja proboszcza, uformowana ostatecznie w późniejszym średniowieczu na bazie feudalizmu, przetrwała do dziś. Proboszcz nieusuwalny W duchu „demokratyzacji” już w okresie Soboru Watykańskiego II pojawiały się, choć raczej marginesowe, żądania, żeby wprowadzić kadencyjność nie tylko dla proboszcza, ale także dla Papieża i biskupów. Na przykład biskup miałby piastować swój urząd przez 5 lat, a potem zejść do prezbiterów, żeby zostać proboszczem lub nawet wikariuszem. Z Holandii dochodziły i takie propozycje, żeby z kolei i prezbiter funkcjonował jako taki tylko przez 5 lat, a potem żeby się żenił i „szedł do cywila”. Powoływano się tu na pseudopsychologię, że celibat i dłuższe sprawowanie jakiejś ważniejszej funkcji deprawują człowieka osobowościowo. W przypadku pracy kapłanów, którzy pozostają kapłanami aż do śmierci, trzeba koniecznie odróżnić zwykłe jakieś administrowanie czy funkcje niejako zewnętrzne od właściwego duszpasterzowania. Administratorzy i różnego rodzaju kierownicy mogą być zmieniani co pewien czas swobodnie. I tak się też dzieje w dykasteriach rzymskich: w diecezjach, zakonach i różnych organizacjach kościelnych, choć np. generał jezuitów wybierany jest dożywotnio. Natomiast mimo ustanowienia wieku emerytalnego nie ma kadencyjności w urzędach, przez które kapłan staje się głową, filarem i sercem Kościoła. Ponieważ parafia jest również sub-Kościołem w ramach Kościoła diecezjalnego, dlatego i proboszcz nie jest li tylko tymczasowym, prowizorycznym zarządcą, zwykłym administratorem czy urzędnikiem, lecz całą swoją osobą bierze z woli biskupa zaślubiny z parafią i staje się jej strukturą stałą. Prawdę tę oddał wyraźnie Kodeks Prawa Kanonicznego z roku 1917, postulujący, by biskupi mianowali „proboszczów nieusuwalnych” (inamovibiles), choć i tacy mogą być w pewnych przypadkach swobodnie przez biskupa usunięci. Chodziło o umocnienie roli proboszcza i w ogóle prezbitera. Jednakże, niestety, kodeksowe zalecenie stanowienia proboszczów nieusuwalnych natrafiło na wielkie trudności, tak że w diecezjach polskich przed wojną było proboszczów nieusuwalnych najwyżej po paru w diecezji albo i nie było ich w ogóle. Kodeks Jana Pawła II z 1983 r. poszerza postulat nieusuwalności na wszystkich proboszczów, stanowiący, że „proboszcz winien cieszyć się stałością i dlatego ma być mianowany w tym względzie na czas nieokreślony” (kan. 522). Lecz ponieważ po Soborze już w niektórych krajach wprowadzono kadencyjność, dlatego Kodeks politykę regionalną pozostawia Konferencji Episkopatu (ks. prof. Jan Dudziak). Niektórzy mówią, że nie ma dziś procedury prawnej usuwania proboszcza z urzędu wbrew jego woli. Jest to nieprawda. Owszem, nie można usunąć proboszcza zwykłym listem czy przez internet, ale w KPK jest procedura usuwania proboszcza (kan. 1740-1752). Biskup musi tylko postawić zarzuty na piśmie i zasięgnąć opinii dwóch duszpasterzy wyznaczonych przez Radę Kapłańską. Po dekrecie zwalniającym z urzędu może proboszcz odwołać się do Rzymu, ale stanowisko musi od razu opuścić, choćby nawet był ciężko chory. Oczywiście, usunięcia z urzędu nie należy mylić z przejściem na emeryturę po ukończeniu, zwykle, 70. roku życia. Cele wprowadzenia kadencji Kadencyjność proboszczów ma swoje cele praktyczne. Jej zwolennicy podają następujące: – Nastąpi ożywienie duszpasterstwa parafialnego, żeby nie było starczego marazmu i bezruchu, a duszpasterz w starym miejscu się „wypala”, w nowym zaś może podjąć pracę z nową energią i swobodą działań. – Będzie sprawniejsza polityka personalna biskupów i lepsze wykorzystanie księży zdolniejszych. – Będzie prostsze niwelowanie różnych konfliktów proboszcza z wiernymi i parafianie łatwiej obdarzą zaufaniem nowego proboszcza. – Nastąpi większa dyscyplina i ściślejsza współpraca duszpasterska z biskupem. – Łatwiejsze będzie wykorzystanie energii i talentów młodszych duchownych, którzy, często długo, nie mogą się doczekać pracy samodzielnej. – Zwiększenie mobilności proboszczów po to, żeby przeciwdziałać pewnej „klasowości”, kiedy to jedni są zawsze na parafiach małych i ubogich, a drudzy wiecznie na parafiach wielkich i bogatych, czyli tworzą się plebejusze i arystokracja. – Ułatwienie odejścia z parafii z twarzą, zarówno wtedy, gdy praca źle się układa, jak i wtedy, gdy parafianie usiłują księdza „nie wypuścić”. Zdecydowana preferencja stabilności Kanony KPK z roku 1917 i 1983, zalecające mocną stabilność urzędu proboszcza, wyrażają głęboką mądrość Kościoła: pastoralną, eklezjalną, społeczną i psychologiczną. 1. Mówiąc wprost: kadencyjność proboszcza pomniejsza w sposób oczywisty znaczenie prezbitera, jego godność, względną samodzielność, odpowiedzialność za parafię i odbiera mu jakąś pełnoprawność, czyniąc z niego tylko delegata czy nawet chłopca na posyłki, choć i proboszcz działa in persona Christi – w Osobie Chrystusa. Polski proboszcz przez wieki był równy co najmniej wójtowi czy burmistrzowi miasta. 2. Prawdziwy proboszcz to nie tylko jakiś przewodniczący grupy księży, towarzystwa czy rady parafialnej. Jest on związany z powierzoną sobie parafią na śmierć i życie powołaniem kapłańskim, miłością eklezjotwórczą, ofiarnością, wiernością. Oddaje swoim parafianom całego siebie, całą swą wiedzę, mądrość, doświadczenie i swoją jedyną samorealizację w życiu. Wrasta w daną społeczność jako jej rdzeń duchowy i zespala się z nią tym bardziej, im jest dłużej, jeśli jest akceptowany. Parafianie inaczej są związani z księdzem wikariuszem, choć bardziej go lubią towarzysko, a inaczej z długoletnim proboszczem. Proboszcz długoletni nabiera wspaniałych cech ojcowskich, kiedy wielu swoich parafian chrzcił, udzielał im Pierwszej Komunii Świętej, spowiadał ich, udzielał im ślubu, podzielał ich radości i smutki, był współuczestnikiem losów tej społeczności; kiedy wrósł w ich niszę kulturową, obyczaje, język, mentalność, orientacje polityczne, patriotyzm i w całe życie charytatywne, socjalne i duchowe. W każdym razie nie jest to tymczasowy najemnik kościelny. Można słusznie odnieść do dobrego proboszcza słowa Pisma Świętego: „Owce słuchają głosu pasterza; woła on owce swoje po imieniu i wyprowadza je (na niwę Pańską). A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, bo nie znają głosu obcych (…). Dobry pasterz daje swoje życie za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka (…), dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach” (J 10, 3-13). Oczywiście jakieś nieporozumienia lub zatargi nie wszystkie są z winy proboszcza, jak lekkomyślni ludzie zwykli nieraz mniemać i plotkować. Zdarzają się bowiem nierzadko wilki drapieżne w samej owczarni, działające skrycie lub otwarcie przeciwko pokojowi i Kościołowi. 3. Trzeba odróżnić, jak wspominałem, znamię pasterskie od zwykłego administrowania czy dyżurowania, jak się dzieje w probostwach zespołowych. Podobnie nie wolno mieszać autentycznego przygotowania do określonej roli w życiu, do zawodu, z jakąś prowizoryczną, dyżurną funkcją. W jakimś fałszywym pędzie do „demokracji” uchodzi to nieraz uwadze nawet wybitnym środowiskom. Weźmy jeden z takich przykładów negatywnych. Studiując historię pewnego seminarium duchownego, zauważyłem, że przez trzy wieki mylono tam fachowość z prowizoryczną funkcją. Seminarium to prowadził pewien zakon. Kadencyjne były nie tylko stanowiska rektora, wicerektora, prefekta i spowiednika, ale także profesorów seminarium. Jednych i drugich zmieniano co trzy lata. Była to fałszywa „urawniłowka” z wielką szkodą dla rzeczy. Poza tym wchodziła zapewne w grę błędna zasada ascetyczna, żeby nie przywiązywać się ani do ludzi, ani do pracy czy funkcji. Co do przełożonych to można się jeszcze zgodzić, jeśli stanowią zespół zakonny i koleżeński, ale nie sposób zrozumieć kadencyjności i przemienności profesorów. Jeden profesor wykładał przeważnie kilka różnych przedmiotów przez trzy lata, potem zlecano mu inne przedmioty na następne trzy lata. Jeśli najpierw ktoś był specjalistą np. od języka greckiego, hebrajskiego lub łaciny, to po trzech latach musiał porzucić te przedmioty, uczyć np. liturgiki, homiletyki lub i prawa kanonicznego. Zresztą w instytucjach kościelnych jest nieraz do dziś taki woluntaryzm, że nieprzygotowanie czy brak odpowiednich zdolności mianowanego zastąpi łaska Boża, która idzie mechanicznie za posłuszeństwem. Pomieszania płaszczyzn unikały natomiast – i unikają do dziś – uniwersytety. Kadencyjności podlegają zarządzający i przewodniczący: rektorzy, dziekani, dyrektorzy itp. Na Uniwersytecie Jagiellońskim do wojny wybierano rektora i dziekanów co roku. Ale nie ma kadencyjności co do profesorów, którzy stanowią substancję stałą uniwersytetu. Przygotowują się do swej specjalności zwykle przez dziesiątki lat i potem wiążą się z instytutami, katedrami, badaniami, prowadzą długo swoich magistrantów, doktorantów, habilitantów, konstruują swoją szkołę naukową. Wprawdzie Stany Zjednoczone mają u siebie pewną kadencyjność profesorów – na pięć lat, z możliwością ponawiania tej pięciolatki, jeśli będą dobre opinie studentów – ale ostatecznie grają tu rolę względy komercyjne. 4. Probostwo, jeśli jest kadencyjne, zwłaszcza krótkokadencyjne, narusza jedną z podstawowych zasad życia, a mianowicie zasadę poczucia bezpieczeństwa. Jest to zasada nie tylko psychologiczna, ale i społeczna. Na stanowisku ważnym, trudnym, wymagającym oddania się w całości i usensowiającym życie konieczna jest stabilizacja i długa niezagrożona perspektywa. Nominacja zaś nieudana – z tym są faktyczne problemy – i tak może być w każdej chwili odwołana. Tymczasem po nominacji na kadencję, powiedzmy pięcioletnią, kapłan staje się prawdziwym proboszczem może dopiero w piątym roku. Ważniejsze dzieła podejmuje i prowadzi ciągle z drżeniem, czy go nie odwołają lub czy mu przedłużą kadencję. W pięciolatce nie sposób się zmieścić, gdy ktoś buduje kościół, plebanię lub inny budynek kościelny. Zwykle następca będzie miał inną koncepcję budowy. Jeszcze trudniej może być z szybkim zdobyciem zaufania ze strony parafian. Trudno jest z odbudową duchową parafii, a nawet z prowadzeniem różnych akcji kościelnych i społecznych. Nowy proboszcz nie zna ludzi, nie wie, jak się obracać w urzędach, niełatwo chwyta potrzeby parafian. Trzeba czasu na poznanie środowisk społecznych, kulturalnych i politycznych, a także zwyczajów i różnych osobliwości pobożnościowych. W Austrii nie tak dawno w pewnej parafii wierni wyrzucili księdza polskiego za to, że wprowadził nabożeństwo różańcowe. Wprawdzie kuria stara się dobierać odpowiednich ludzi do konkretnych parafii, ale polityka personalna jest szalenie trudna, dużo jest pomyłek; biskupi mają z tym najtrudniej. Jakże trzeba też liczyć się z ambicjami człowieka. Król francuski Ludwik XIV miał mówić: ilekroć na stu kandydatów na wyższe stanowisko mianuję jednego, to zyskuję 99 wrogów i jednego niewdzięcznika. Nie mówię już o trudnościach nominacyjnych w krajach, gdzie nominacje zatwierdza państwo. Władze mogą nowego kandydata nie zatwierdzić, jak to było u nas za PRL. Wielu sądzi, że takie sytuacje już się nie powtórzą, ale są jeszcze takie w niektórych krajach świata, a zresztą i w UE, gdzie nie tylko spycha się Kościół na forum prywatne, ale chce się nim zarządzać, o czym świadczy atak Parlamentu Europejskiego z dnia 4 września 2008 r., zakazujący Kościołowi obrony życia i stosowania w życiu publicznym katolickiej etyki. Ateizm publiczny ma zawsze charakter terrorystyczny. 5. Owszem, w niektórych krajach jest lub była kadencyjność: w Niemczech wynosi 10 lat, w Italii – 9, w USA – 5 lat. Ale w tych krajach proboszczowie są na pensji i różne inwestycje są prowadzone z puli państwowo-kościelnej. Dlatego proboszczowie są tam jedynie urzędnikami czy funkcjonariuszami, nie są wewnętrzną strukturą społeczności wiernych. Przy tym każdy otrzymuje tę samą taksę, czy pracuje, czy nie pracuje, czy pracuje na parafii olbrzymiej czy małej. Toteż wielu księży ucieka z dużych parafii, bo jest tam więcej pracy. Ponadto parafie tam podlegają w dużej mierze świeckim. To oni są właściwymi proboszczami, a proboszcz jest jedynie liturgiem i takim Don Kichotem religijnym bez realnego znaczenia. Taki zatem może być zmieniany co miesiąc. Z powodu braku księży w Niemczech „proboszczami” bywają przeważnie kobiety, które rządzą żelazną ręką, nie dopuszczają do żadnej demokracji i przy tym tworzą już jakieś inne chrześcijaństwo. Gdzie rządzą jeszcze księża, to kadencyjność jest fikcją, podobnie jak i emerytura. Z powodu braku kapłanów biskupi tu i ówdzie prawie na kolanach proszą proboszcza po siedemdziesiątce, żeby pracował dalej. A trzeba zwrócić uwagę, że już i u nas z powodu ateistycznego liberalizmu liczba powołań szybko spada. 6. Księża jako ludzie nie są ani z papieru, ani wszyscy nie są straceńcami całopalnymi. Mają swoje określone osobowości i swoją zdrową ambicję. Kapłaństwo nie przekreśla silnej osobowości, a raczej ją bardziej wzmacnia. Niektórzy utopiści psychologiczni powiadają: niech proboszcz po pięciu latach zostanie znów wikariuszem, bądź w tej samej parafii, bądź w innej, biedniejszej. Jest to myśl w duchu zemsty proletariatu: zniszczyć i podeptać wyższego. Czy może być ktoś generałem sztabowym, a po pięciu latach już tylko adiutantem majora lub czyścić mu buty? Powtarzam: w zakonnych probostwach zbiorowych, zespołowych, może jeden być proboszczem przez miesiąc, a drugi przez drugi miesiąc. Ale to nie jest właściwe probostwo, jest to duszpasterstwo pielgrzymkowe lub objazdowe. Jest to po prostu „parafia zakonna”, wydzierżawiona jakby od diecezji. Na Soborze dyskutowano o możliwości diecezjalnych probostw grupowych, gdzie księża mieszkają razem i obsługują kilka parafii wokoło. Ale to nie przeszło ze względu na osłabienie więzi duchownego z daną parafią. 7. Oczywiście, nie każdy nadaje się na proboszcza. A każdy ksiądz musi do niego dorosnąć wiekiem, osobowością, mądrością, doświadczeniem i zmysłem ojcowskim. Trzeba też mieć specjalne cechy gospodarza parafii. Przy tym należy pamiętać, że typowy polski proboszcz jest epigonem dobrego dawnego szlachcica: ma poczucie niezależności, godności, honoru, misji duchowej. Ma plebanię zawsze dla wszystkich otwartą, jest gościnny, zawsze czymś poczęstuje, nie tak jak np. w Austrii, gdzie księdza gościa po Mszy Świętej nie poczęstuje nawet herbatą. Proboszcz polski jest patriotą, ma zmysł społecznikowski, podejmuje różne ważne inicjatywy i działania nie tylko kościelne, ale i socjalne, jest promotorem życia wiejskiego i robotniczego. Orientuje się w polityce. Wspiera szkolnictwo, dobre obyczaje, kulturę. Organizuje opiekę nad ubogimi, chorymi, wykluczonymi i wspiera różne akcje w czasie kataklizmów i katastrof. Gra rolę psychologa w wielkich nieszczęściach. Godzi zwaśnione małżeństwa i rodziny, zwalcza patologie społeczne. Służy radą władzom i instytucjom świeckim. Jest ojcem dla młodych, bratem dla dorosłych, synem dla miejscowych patriarchów i bohaterów narodowych. Przede wszystkim buduje Kościół Chrystusowy, jest prawą ręką biskupa w parafii i reprezentantem Kościoła powszechnego. Może to wszystko czynić w sposób bardziej radykalny ewangelicznie niż władza diecezjalna, która musi byś związana pewną ogólną dyplomacją i kompromisami. Kadencyjność urzędu proboszczowskiego, zwłaszcza krótkoterminowa, nie oznacza pozytywnej demokracji lub jakiejś formy sprawiedliwości wśród kleru, lecz jest raczej spłyceniem tego fundamentalnego urzędu i rozluźnianiem więzi duszpasterskiej z instytucją Kościoła. Dlatego, moim zdaniem, w Polsce powinna być zaniechana.
Zasada podziału władzy w Konstytucji RP z 1997 roku. W książce podniesiono jedno z fundamentalnych zagadnień polskiego systemu konstytucyjnego, jakim jest zasada podziału władzy przyjęta przez ustrojodawcę, wraz z założeniem równowagi władz, za podstawę ustroju Rzeczypospolitej Polskiej (art. 10 ust. 1 konstytucji z 1997 r.).
POZIOMO: 1] zebranie kardynałów pod przewodnictwem papieża, 12] Janusz..., ksiądz, poeta, eseista, profesor, 13] jeden z przedmiotów wzajemnie od siebie współzależnych, 14] może być o pracę, 15] godność tytularna niektórych biskupów, 19] świąteczna strucla, 22] rytualne oblewanie wodą stóp, 24] Stefan ..., król Polski, 25] duży motyl nocny, 26] modlitwa przed wschodem słońca, 28] państwo w Azji, gdzie dominuje katolicyzm, 31] dokuczliwy owad, 35] mała ryba morska, 37] imię błogosławionego kapłana Pankiewicza, 39] można je komuś nadać, 40] słuchacze, widownia, 41] dzielnica Gdańska z katedrą, 42] element optyczny lunety, 44] podskakuje do bloku, 45] czas pracy górnika w jednym dniu,49] dżem lub marynata, 51] podstawka pod świecę, 53] pieśń żałobna w starożytnym Rzymie, 54] przełożony klasztoru w niektórych zakonach, 55] potoczna nazwa części Krakowa z kompleksem sakralnym, 56] niewielka pracownia usługowa lub produkcyjna(zdrobniale). PIONOWO: 2] bojowa jednostka marynarki, 3] pojazd w wyścigach kłusaków, 4] angielski pies myśliwski, 5] tępa część siekiery, 6] materiał wtórny dla hut, 7] letniskowa wieś nad Pilicą, 8] filiżankowa rączka, 9] Giuseppe…, włoski kompozytor operowy, 10] ceremonia przywdziania habitu zakonnego, 11] gwałtowny wybuch, 16] damka lub składak, 17] tkanina wełniana, 18] nazwa zespołu Marka Grechuty, 19] figura stylistyczna, przenośnia, 20] ciągliwy, srebrzystoszary metal, 21] przedmowa w utworze literackim, 23] część modlitwy brewiarzowej, 27] członek zakonu rycerskiego założonego w 1119r. w Jerozolimie, 29] gloryfikacja, uwznioślenie, 30] modlitwa wzorowana na różańcu, 32] zestaw półek dzielących pomieszczenie, 33] konwojujący oddział zbrojny, 34] rzemieślnik od przerabiania skóry, 35] biblijny siłacz, 36] chwilowa zachcianka, 38] czule o piastunce, 43] katalog z szablonami, 44] wyrabia meble, 46] oblicze(Mt17,6), 47] ciżba, natłok, 48] część instytucji, 49] czarny materiał izolacyjny, 50] miasto na trasie podróży św. Pawła (Dz 18,19), 52] kładka prowadząca na statek. Litery z numerowanych na czerwono pól utworzą początek rozwiązania. Rozwiązanie krzyżówki nr 13/2022 i nazwiska laureatów będą opublikowane 24 kwietnia 2022 r. Nagrodzimy sześć osób, które do 14 kwietnia 2022 r. nadeślą prawidłowe hasło krzyżówki z najciekawszym dokończeniem. Prawidłowe hasło krzyżówki z dokończeniem wyślij SMS-em (bez polskich znaków) poprzedzonym słowem GOSC na numer 7168. Koszt wysłania jednej wiadomości wynosi 1,23 zł brutto. SMS nie może przekroczyć 160 znaków. ZOBACZ NAGRODĘ TYGODNIA Regulamin
Przełożony klasztoru benedyktynów Przełożony klasztoru cystersów, dominikanów Przełożony klasztoru franciszkanów Przełożony klasztoru męskiego Przełożony klasztoru paulinów lub benedyktynów Przełożony klasztoru paulinów, karmelitów Przełożony klasztoru w niektórych zakonach, np. franciszkanów wśród niektórych zakonników, głównie Ślązaków, przebywających ponadto przedtem długi czas poza granicami Polski. Stąd głoszone przez nich kazania nie były zbyt dobrze rozumiane przez wiernych. Największy jednak sprzeciw budziła osoba jednego z zakonników Bernarda Berka, Holendra z pochodzenia, a to ze względu na nieznajomość języka polskiego. W ocenie proboszcza kazimierskiego oraz księży kondekanalych, zwłaszcza posługa tego księdza w konfesjonale, a spowiadał bardzo dużo, przynosiła raczej szkodę niż pożytek, bo nie był zdolny zrozumieć penitenta, a tym bardziej dać należyte pouczenie. Na len list Kuria Diecezjalna we Włocławku zareagowała natychmiast. Polecono zakonnikom, aby ostatnia msza św. w niedziele kończyła się u nich najpóźniej o godzinie 10 celem uniknięcia kolizji z sumą odprawianą przez proboszcza w kościele parafialnym, a księdzu Berkowi odebrano prawo słuchania spowiedzi. Jednakże po interwencji rektora konwentu kazimierskiego Piotra Zawady 6 maja 1927r., który prosił o cofnięcie zakazu spowiadania księdzu Berkowi, zresztą wysłanego do Włocławka, aby tam można było sprawdzić stan znajomości przezeń języka polskiego, przywrócono mu najpierw władzę spowiadania kapłanów i wychowanków zakładu Księży Misjonarzy. 29 października 1927r. pozwolono mu spowiadać wszystkich, przypominając mu jednak i zobowiązując, aby z władzy tej korzystał z wszelką roztropnością. Wydaje się, że później stosunki wzajemnie ułożyły się dosyć dobrze skoro zakonnicy zastępowali często proboszcza w jego obowiązkach, gdy był zmuszony wyjeżdżać poza parafię oraz pomagali w duszpasterstwie godząc się na podjęcie nauki religii w niektórych szkołach na terenie parafii. Mimo to po wielu już lalach pracy proboszczowskiej w Kazimierzu, gdy pasterz diecezji dał do zrozumienia, że powierzyłby mu inną placówkę, ksiądz Tadeusz Sypniewski w 1937r. poprosił o zmianę, mówiąc wyraźnie, że parafia kazimierska jest trudna właśnie z powodu obecności zakonników. Powoduje to, że proboszcz nie ma niepodzielnego kontaktu z parafianami. Sprawiedliwie jednak ksiądz Sypniewski podkreślał, że księża misjonarze nieśli mu zawsze chętną pomoc w duszpasterstwie. Po rezygnacji z prowadzenia parafii Księża Misjonarze pozostali przy prowadzeniu szkoły dla chłopców na poziomie szkoły średniej, spełniającej rolę Niższego Seminarium Duchownego, pozostającego pod protektoratem władzy diecezjalnej. Dzięki roztropnie prowadzonemu gospodarstwu, utrzymywali w swojej szkole kilkudziesięciu uczniów, za niewysoką opłatą 50 zł miesięcznie. Kiedy zaś konieczne stawały się poważniejsze prace przy zespole zabudowań klasztornych, uciekali się o pomoc nie tylko do wiernych parafii kazimierskiej, której zawsze w pewien sposób służyli, ale także do najbliższych dekanatów, konińskiego i słupeckiego, w których za zgodą biskupa diecezji, mogli przeprowadzać kwestę. Korzystali także z pomocy zagranicznej, zwłaszcza z Holandii, skąd zgromadzenie się wywodziło. Świątynia parafialna, dzięki trosce proboszczów lat międzywojennych, nie stwarzała potrzeby większych remontów, jak to stwierdził w 1925r., wizytując parafię, biskup Władysław Krynicki. Jedyną większą przy niej pracą były, rozpoczęte już w 1934r. przygotowania do generalnego remontu wieży kościelnej i pokrycia jej blachą miedzianą. Wyposażenie kościoła we wszystko, co potrzebne do należytego sprawowania liturgii, było, jak to wynika ze sporządzonych w 1923r. i 1937r. inwentarzy, należyte. Niemałą zasługę w tym względzie miał ksiądz Tadeusz Sypniewski. W parafii obchodzono trzy odpusty: Matki Bożej Różańcowej, Św. Marcina oraz rocznicę poświęcenia kościoła obchodzoną w niedzielę po święcie Narodzenia Matki Bożej. Szczególną cześć odbierał jednak obraz Matki Bożej znajdujący się w głównym ołtarzu, od dawna czczony, jako łaskami kościele parafialnym w dalszym ciągu istniało Bractwo Różańcowe. W życiu religijnym, kultywując dawne tradycje, brały też udział stowarzyszenia zawodowe. Wspomnieć tu zwłaszcza należy, że najliczniejszy w Kazimierzu Biskupim cech szewski obrał sobie wówczas za patronów Pięciu Braci Polaków. W tym czasie doszło też do drobnej korekty obszaru parafii Kazimierz Biskupi na granicy z parafią Kleczew, przez przyłączenie do tej ostatniej osady Biało Bród (Białobród), składającej się z kilku gospodarstwo. Powstały one na terenie majątku Kazimierz i znajdowały się w bezpośredniej bliskości Kleczewa, należąc do parafii kazimierskiej. Dokonał jej 29 października 1930r., za zgodą księdza Sypniewskiego i po konsultacji z proboszczem kleczewskim Feliksem Gałeckim oraz kapitułą katedralną włocławską, ordynariusz biskup Karol Mieczysław Radoński. Pod koniec zatem tego okresu, okręg parafialny, poza Kazimierzem Biskupim, tworzyły miejscowości: Białobród Folwark, Bieniszew, Bochlewo - Nowa Kolonia, Bochlewo - Stara Kolonia, Bochlewo - Wieś, Daninowo Kolonia, Dębówka Kolonia, Jóźwin Folwark, Jóźwin Kolonia, Kamienica Folwark, Kamienica Kolonia, Kozarzew Folwark, Kozarzew Wieś, Kozarzewek Kolonia, Kozarzewek Wieś, Mokra, Nieświastów Duża Kolonia, Nieświastów Mała Kolonia, Nieświastów Folwark, Radwaniec Kolonia, Skiby Folwark, Sowia Góra, Solnica, Stanisławów Kolonia, Tokarki Kolonia A, Tokarki Kolonia B, Tokarki Wieś, Trzykopce, Winnica. Pięknie położony w lesie bieniszewskim pokamedulski kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny oczekiwał także na powrót eremitów. Nastąpiło to w końcu lat 30-tych, kiedy to restytuowano skasowany w 1819r. klasztor kamedułów. Starania eremitów kamedulskich o powrót trwały od 1919r. przez, blisko osiemnaście lat. Na przeszkodzie stał albo brak zakonników polskiego pochodzenia, albo problem prawnego uregulowania własności kościoła bieniszewskiego. W swych zabiegach o wskrzeszenie i odbudowę zamarłej pustelni spotkali się z życzliwym poparciem proboszczów kazimierskich (A. Niteckiego i T. Sypniewskiego) oraz kolatora parafii, a równocześnie właściciela Bieniszewa, Stanisława Mańkowskiego. Ten ostatni, licząc się zapewne z powrotem pierwszy, właścicieli, przeprowadził w latach 1929 - 1930 niezbędne remonty przy świątyni bieniszewskiej, odbudował i pokrył blachą miedzianą jedną z wież kościoła oraz sprawił nowe metalowe okna. W 1936r., na krótko przed swoją śmiercią, zdążył prawnie przekazać świątynię bieniszewską kamedułom na własność. Z ponownym osiedleniem się zakonników w białych habitach, które nastąpiło 2 czerwca 1937r., życie religijne kapłanów i parafii kazimierskiej zyskało nowe impulsy w postaci ożywionego kultu Matki Bożej Pocieszenia, zainaugurowanego już 8 września 1937r. uroczystym wprowadzeniem odnowionego obrazu Pięciu Braci Męczenników oraz ducha pokuty i kontemplacji. W 1937 r. odszedł z parafii ksiądz Tadeusz Sypniewski. Na jego miejsce mianowany został proboszczem ksiądz Ferdynand Cichocki. Podjął on między innymi, zabiegi wokół wybudowania w Kazimierzu Biskupim Domu Parafialnego. Zaczął gromadzić na ten cel fundusze oraz uzyskał od gminy odpowiednie miejsce, na którym dom ten miał stanąć. Realizację tego ośrodka życia religijnego parafii udaremnił wybuch wojny światowej w 1939r. Lata wojny i okupacji hitlerowskiej (1939 - 1945) boleśnie dotknęły parafię i jej duchowieństwo. Proboszcz ksiądz Ferdynand Cichocki, aresztowany 26 lipca 1940r. poniósł śmierć w Dachau 12 lipca 1942r. Tego samego dnia co proboszcz, zostali aresztowani kameduli z Bieniszawa, z których obóz koncentracyjny przeżył jedynie Florian Niedźwiadek. Podobny los nie ominął także Misjonarzy Św. Rodziny. Plan klasztoru w Sankt Gallen – zachowany do dziś plan założenia klasztornego w St. Gallen, datowany na ok. 820 rok ( okres karoliński ). Plan ma wymiary 112 cm x 77,5 cm, został wykonany na pergaminie, a przechowywany jest obecnie w bibliotece klasztornej w Sankt Gallen. Uważany jest za wzorcowy, idealny plan klasztoru. W marcu 2019 r. w Błoniu pod Warszawą odkryto pozostałości XIII-wiecznego klasztoru kanoników regularnych i rozpoczęto ratunkowe badania archeologiczne. Miały one potrwać aż do września. Tymczasem kilka dni temu te bezcenne w skali Mazowsza relikty zniknęły pod warstwą piachu i ziemi, a niebawem powstanie na nich parking. Dlaczego tak się stało? Poniżej dalsza cześć artykułu. O sprawie pisaliśmy już obszernie w kwietniu. Tutaj przedstawimy ją skrótowo. W lutym 2019 r. w trakcie budowy parkingu przy kościele Św. Trójcy w Błoniu natrafiono na pozostałości XIII-wiecznego klasztoru kanoników regularnych, reliktu unikatowego w skali naszego regionu. Po interwencji lokalnych działaczy i licznych artykułach w mediach sprawą zainteresował się Wojewódzki Mazowiecki Konserwator Zabytków. Nakazał wstrzymanie budowy i rozpoczęcie ratunkowych badań archeologicznych. Prace, prowadzone pod kierunkiem Jarosława Ilskiego z Muzeum Ziemi Błońskiej, miały potrwać co najmniej do początków września 2019 r. Tymczasem już kilka dni temu odsłonięte fragmenty fundamentów i piwnic klasztoru zniknęły pod warstwą ziemi i piachu. Budowę parkingu w tym miejscu wznowiono. To wywołało niepokój wielu mieszkańców Błonia o dalsze losy zabytku i jego stan. Czy słusznie? Szkuta wiślana z czasów Kolumba w Czersku. Sensacja archeolo... Zabezpieczenie przez zasypanieNajpierw zapytaliśmy w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Warszawie, który monitorował całą sprawę. - W czerwcu 2019 r. badania prowadzone w Błoniu zostały zakończone i odebrane w obecności przedstawicieli WUOZ. Gmina Błonie została zobowiązana do odpowiedniego zabezpieczenia odkrytych reliktów poprzez ich zasypanie i odizolowania od poziomu inwestycji związanej z budową parkingu. Tym samym pozostałości poklasztorne nie ulegną zniszczeniu. Linie przebiegu odkrytych murów zostaną odwzorowane i uczytelnione w nawierzchni parkingu. - uspokaja Damian Maniakowski, główny specjalista ds. zabytków nieruchomych w MWKZ, i wyjaśnia - Jest to rozwiązanie często praktykowane na obszarach miast historycznych i optymalne ze względów konserwatorskich. Dodatkowo burmistrz Błonia zobowiązał się do ustawienia tablicy informacyjnej o klasztorze zaznaczył, że na wszystkie działania i prace budowlane wokół reliktów inwestor budowy parkingu, czyli Gmina Błonie, uzyskał pozwolenie Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Co ważne, Maniakowski dodał też, że nie jest prowadzone postępowanie w sprawie wpisu reliktów klasztoru w Błoniu do rejestru zabytków. Trafią one jedynie do wojewódzkiej ewidencji zabytków, jak tylko powstanie raport podsumowujący trwające od marca do czerwca badania na lepsze czasyDr hab. Marcin Wojciech Solarz - wykładowca wydziału geografii UW, błoński patriota i jeden z odkrywców poklasztornych reliktów - uważa, że w sprawie osiągnięto maksimum tego, co dało się osiągnąć w obecnej Obiekt nie został zniszczony, a pierwotna technologia wykonania parkingu z pewnością by do tego doprowadziła. Poza tym budowa parkingu prowadzona jest zgodnie z zaleceniami MWKZ, pod nadzorem archeologa, a zatem wielka krzywda reliktom się nie stanie i kiedyś będzie można wrócić do badań. Wreszcie przeprowadzone zostały badania archeologiczne, zgromadzono pokaźną liczbę artefaktów, a część reliktów klasztoru udokumentowano - wymienia Solarz - Poza tym dzięki temu społeczność lokalna zainteresowała się przeszłością swojej małej można było zrobić więcej? - Tak, o ile strony mogące podejmować decyzje w sprawie i dysponujące środkami finansowymi byłyby chętne zrobić więcej - mówi naukowiec - Proponowałem przeprojektowanie parkingu, badania kompleksowe, wyeksponowanie reliktów i zabytków. Niestety, nie było nadać wypowiedzi naukowca jaśniejszy kontekst przypomnijmy, że teren, na którym powstaje parking, należy do parafii. Miasto jedynie finansuje jego budowę w ramach rozliczeń za wymianę działek. Archeolog Jarosław Ilski z Muzeum Ziemi Błońskiej, który prowadził badania poklasztornych pozostałości, zapewnia, że obiekt został należycie zabezpieczony i nie ulegnie zniszczeniu. - Szeroko płaszczyznowe badania archeologiczne prowadzone w trybie ratunkowym, przy ograniczeniach czasowych i finansowych niosą za sobą ryzyko utraty niektórych cennych informacji – wyjaśniał - Biorąc pod uwagę skomplikowaną stratygrafię tego stanowiska uzasadnione jest przeprowadzenie regularnych badań pozostałej części reliktów [do tej pory przebadano tylko część klasztoru pod parkingiem – red.], najlepiej kilkusezonowych, przy udziale większego grona specjalistów. Na to jednak trzeba mieć odpowiednie środki finansowe, o które w najbliższej przyszłości będziemy się pozostałości klasztoru jeszcze jakiś czas poczekają pod ziemią na należyte przebadanie. Ale jaki? To trudno powiedzieć. Klasztor kanoników regularnych w BłoniuPoczątki Błonia sięgają pierwszej połowy XIII w. To wówczas, jak się przypuszcza, książę Konrad Mazowiecki lub jego syn, Siemowit I, ufortyfikowali gród na tzw. Łysej Górze nad Utratą. Około 2,4 km od niego, nad Rokitnicą, czyli w obrębie dzisiejszego centrum miasta, rozpoczęto także budowę kościoła Świętej Trójcy (na zdjęciu poniżej). Prawdopodobnie w 1262 r. niedokończona jeszcze świątynia została poważnie uszkodzona w czasie wielkiego najazdu litewsko-ruskiego. W tym samym czasie spalono gród w Jazdowie na terenie dzisiejszej 1288 r. książę mazowiecki Konrad II ofiarował kościół w Błoniu wraz z okolicznymi wsiami - Wolą, Wawrzyszewem i Nieznaniewem - opactwu kanoników regularnych w Czerwińsku. Mieszkańcy tych miejscowości zostali tym samym wyłączeni spod sądów książęcych. Ponadto na mocy nadania mnisi mogli pobierać znaczną część główszczyzny - czyli odszkodowania, jakie w średniowieczu zabójca wypłacał rodzinie zabitego - o ile w zbrodnię wplątani byli ich poddani. Klasztor kanoników regularnych funkcjonował w Błoniu aż do 1819 r., kiedy to władze carskie dokonały kasaty zakonu. Kościół Świętej Trójcy przetrwał do dziś niemal w takiej formie, jaką nadali mu budowniczowie z końca XIII w. Klasztor, powstały również w tamtym okresie, miał mniej szczęścia. Usytuowany kilka metrów od kościoła budynek, o wymiarach 11 na 32 metry, został rozebrany na przełomie XIX i XX w. Jego pozostałości póki co znajdą się pod parkingiem i Jarosław Wojciechowskiego z przełomu XIX i XX wieku. W prawnym dolnym rogi widać budynek klasztornyFundamenty murowanego klasztornego budynku z XIII w. to nie tylko obiekt, który powinien być gruntowanie przebadany przez archeologów. To przede wszystkim cenny zabytek. Zwłaszcza na Mazowszu, w średniowieczu najbardziej zacofanej i pustoszonej przez najazdy dzielnicy kraju, gdzie tak wiekowych budowli niedrewnianych było jak na Jest to na pewno bardzo ważne odkrycie i dlatego trzeba ten obiekt nie tylko zabezpieczyć, lecz i gruntownie przebadać. Wszak Błonie to ważna rezydencja Konrada I Mazowieckiego, protoplasty książąt mazowieckich i kujawskich - mówił nam w kwietniu prof. Janusz Grabowski, wybitny specjalista od średniowiecznych dziejów Mazowsza - Jednak szczególną rolę ten ośrodkiem pełnił w czasie rządów jego wnuka Konrada II, pretendenta do stolca krakowskiego. Gdyby nie niespodziewany awans Warszawy, Błonie zostałoby najważniejszą książęcą rezydencją w tej części Mazowsza. Błonie: Bezcenne relikty XIII-wiecznego klasztoru zasypane. ... Historyk Janusz Grabowski: Stara Warszawa rozwinęła się dyna... Kościół św. Jerzego w Warszawie. Nieistniejąca świątynia prz... Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Historia klasztoru franciszkańskiego w Łodzi-Łagiewnikach zaczyna się w drugiej połowie XVII wieku. Ówczesna wieś, kojarzona bardziej z pobliskim Zgierzem niż z Łodzią, należała wtedy do Samuela Żelewskiego. Podczas wielkiej zarazy jego krewny, Gospodar Słodkowski poradził, żeby szybko odprawić nowennę do św. Antoniego.